List 32.letniego Marcina z Rzeszowa po turnusie Wisła 2014
List 32.letniego Marcina z Rzeszowa po turnusie Wisła 2014
Mój problem z jąkaniem zaczął się w okresie dzieciństwa, choć tak naprawdę nie jestem w stanie określić, ile miałem wtedy lat. Nie jestem w stanie wskazać też konkretnej przyczyny, dlatego też czasem zastanawiałem się, dlaczego to przytrafiło się akurat mnie. W okresie szkoły podstawowej moje jąkanie zaczęło stopniowo narastać i w rezultacie zacząłem chodzić na wizyty do logopedy, jednak bez większego rezultatu. Byłem wówczas nieświadomym tego, co mnie czeka.
W miarę dorastania, zwłaszcza w okresie szkoły średniej mój problem bardzo się nasilił do tego stopnia, że nie byłem w stanie czasem przez dłuższą chwilę wypowiedzieć ani jednego słowa. Z pozoru łatwe sytuacje stawały się dla mnie co raz bardziej trudne lub niemożliwe do przeskoczenia. Wypowiedzi ustne na lekcjach stały się dla mnie koszmarem, co doprowadziło do tego, że zacząłem odpowiadać na kartce. Z jednej strony to była dla mnie pewna ulga, ponieważ nie musiałem mówić. Z drugiej jednak strony było to jednocześnie przykre doświadczenie, ponieważ zawsze byłem osobą pilną i pracowitą, zawsze starałem się być odpowiednio przygotowany do lekcji, a mimo to nie byłem w stanie tego przekazać, nigdy także nie zgłaszałem się, byłem bezsilny wobec tego, co się ze mną działo.
Mimo wszystko zawsze w szkole miałem dobre stopnie, co było dla mnie nagrodą za ciężką pracę. Jednocześnie wraz z nasilaniem się jąkania nasilała się moja logofobia, która zaczynała coraz bardziej mną kierować. Coraz częściej zaczynałem unikać mówienia w szkole i w życiu stając się osobą mniej wartościową, która nie jest spełniona i nie w pełni akceptuje siebie i swoje mówienie. Ciągła walka ze sobą, zastępowanie słów, wyręczanie się innymi, sklepy samoobsługowe, zamykanie się w sobie, udawanie, że nie słyszę lub czegoś nie wiem, itp.... stały się moją codziennością. Nie jest łatwo to pisać, ale stawałem się cieniem własnej osoby. To jąkanie ze mną wygrywało, a ja byłem bezradny. Miałem wrażenie, że nie mogę w pełni decydować o własnym życiu. Pogrążając się czasem w marzeniach, że nagle coś się wydarzy, co „naprawi” moją mowę, tak naprawdę pogrążałem się sam w sobie. Z czasem przyzwyczaiłem się do tego, kim się stałem. Oczywiście nie byłem do końca sobą, ale po prostu taki byłem. Trochę bierny uczestnik życia, choć osiągający sukcesy, ze względu na pracowitość, wytrwałość i ambicję. To też doprowadziło do tego, że z powodzeniem ukończyłem studia i zacząłem pracować, a także założyłem rodzinę.
W okresie szkoły średniej uczestniczyłem w dwóch terapiach, ale bez rezultatów w dłuższym okresie. Miałem oczywiście okresy lepsze, gorsze, co było związane także z kondycją psychiczną w danej chwili, ale nigdy tak naprawdę nie panowałem nad swoim mówieniem i nie byłem w stanie przewidzieć, kiedy nastąpi blok. Czas mijał, a w mojej mowie nic się nie zmieniało. Pomimo to gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że kiedyś muszę coś z tym zrobić, ponieważ ciągle mnie to męczy. Przełomowy okazał się początek 2014 roku. Dodatkową motywacją była moja mała córeczka, która właśnie zaczynała uczyć się mówić. Chcąc w pełni uczestniczyć w rozwoju dziecka wiedziałem, że potrzebuję dobrze i ładnie mówić po to, aby dawać dobry przykład. I tak, mając 32 lata, postanowiłem spróbować ponownie, tym razem będąc bardziej świadomym problemu na podstawie swoich dotychczasowych negatywnych doświadczeń. Zacząłem dużo czytać o jąkaniu w Internecie i to był początek mojej drogi terapeutycznej. Znalazłem kilka ośrodków terapii w Polsce i po przeczytaniu opinii, listów, itp. zdecydowałem się na terapię u dra Chęćka. Oczywiście bałem się, jak to będzie, i jak bardzo zmieni się moje życie, i czy sobie poradzę, bo przecież nie będzie to proste, ale jednocześnie zaszedłem już tak daleko w poszukiwaniu odpowiedniej dla mnie terapii, że „nie mogłem” zrezygnować. Moje pierwsze spotkanie diagnostyczno-terapeutyczne odbyło się na początku kwietnia. Spotkanie było bardzo długie i kompleksowe, po raz pierwszy w życiu uzyskałem wiarygodną opinię o poziomie mojego jąkania. Uzyskałem wskazówki jak mam ćwiczyć i ile czasu na to poświęcać. Dr Chęciek zaszczepił we mnie wiarę już od samego początku w powodzenie mojej terapii, co zaowocowało tym, że po wyjściu z gabinetu zacząłem od razu lepiej mówić. Oczywiście stosując nowo poznane zasady mówienia, w tym przede wszystkim technikę przedłużonego mówienia.
Wolna mowa to było to, czego najbardziej obawiałem się podejmując decyzję o terapii. W rezultacie nie było aż tak bardzo wolno, chociaż i tak to duża zmiana, która wymaga ciągłej koncentracji i uwagi, zwłaszcza w początkowym okresie terapii. Wolna mowa już od samego początku nadała nową jakość mojej mowie, ponieważ mówiłem dużo płynniej i swobodniej. Okres przedturnusowy upłynął na codziennych ćwiczeniach i próbach wdrażania zasad płynnego mówienia do życia codziennego. Oczywiście nie zawsze się udawało, jednak nawet w trudnych chwilach nie załamywałem się, ponieważ miałem jasno wytyczony cel moich ćwiczeń, które naprawdę dają rezultaty. Wykonywałem też telefony terapeutyczne do dra Chęćka, co sprawiało, że za każdym razem napełniałem poziom swojej energii do dalszej pracy i wiary w to, co robię. Podsumowując ten okres uważam, że był to czas codziennego motywowania i wdrażania w terapię.
W sierpniu 2014 nadszedł wreszcie termin turnusu terapeutycznego. Czekałem już bardzo, ponieważ chciałem zrobić następny krok w mojej terapii. Przed pierwszym spotkaniem otwierającym turnus miałem okazję przejść się do centrum Wisły, gdzie powiedziałem sobie: „teraz albo nigdy”, „muszę podjąć ryzyko, aby w pełni przełamać się”. Tym się kierowałem, i niczego na turnusie nie odpuszczałem z pełną świadomością , dlaczego tu przyjechałem. Turnus minął bardzo pracowicie, w niesamowitej atmosferze wzajemnej współpracy, wsparcia, przyjaźni i zrozumienia. Poznałem kolejne techniki tak bardzo pomocne w zmaganiu się z naszym problemem. Codziennie realizowaliśmy dość napięty grafik składający się z wielu bardzo zróżnicowanych ćwiczeń, w tym zajęcia z psychoterapii i socjoterapeutyczne wyjścia do miasta. Pod koniec byłem już lekko zmęczony natłokiem zajęć i ciągłą obecnością kamer, do których nawet już się przyzwyczaiłem. Jednak pomimo zmęczenia byłem szczęśliwy pomyślnie realizując wszystkie zadania. Turnus to także miejsce do nawiązania świetnych znajomości, które są bardzo ważne w dalszym etapie terapii. Obecność wielu osób to także możliwość uzyskania wielu cennych rad i wskazówek, co robić w danej sytuacji.
Piszę ten list z radością, ponieważ jeszcze pół roku temu byłem kompletnie bezradny wobec samego siebie. Teraz ten okres jest za mną. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest koniec mojej terapii, i że to naprawdę nie jest łatwe, aby od razu w każdej sytuacji zmienić sposób swojego mówienia, swoje postawy, wartości, stosunek do siebie. Patrzę jednak z dużym optymizmem w przyszłość, ponieważ sam jestem dla siebie dowodem tego, że mogę mówić płynnie. Turnus dał mi także poprawę mojej kondycji psychicznej, co sprawia, że łatwiej podejmuję wyzwania związane z mówieniem. Wszelkie niepowodzenia, które jeszcze mi się przytrafiają, nie są już dla mnie takim problemem, jak to miało miejsce w przeszłości. Dzięki terapii potrafię lepiej zauważać swoje błędy i odpowiednio reagować, dzięki czemu nie stoję w miejscu, tylko ciągle idę do przodu. Z taką świadomością chcę realizować kolejny etap mojej terapii, nastawiony głównie na utrzymanie i udoskonalanie technik mowy, którą do tej pory osiągnąłem oraz na pokonywanie po kolei swoich największych lęków, które powoli zaczynają tracić na sile.
Na zakończenie chciałbym raz jeszcze serdecznie podziękować wszystkim za niezapomnianą atmosferę i wspólne chwile spędzone na turnusie, za wszystkie cenne wskazówki, porady, rozmowy oraz optymizm, który udzielał się nam wszystkim. Dziękuję Uczestnikom, Wolontariuszom, Terapeutom oraz dr Chęćkowi, dzięki któremu to wszystko było możliwe!
W razie pytań dotyczących mojej terapii zapraszam do kontaktu, tel: +48 604-422-835.
Marcin z Rzeszowa
28 października 2014 (dwa m-ce po zakończeniu turnusu terapeutycznego w Wiśle)