List Kamili po Programie Intensywnej Terapii dla Osób Niepłynnie Mówiących Wisła, sierpień 2020
Witam,
Mam na imię Kamila i pochodzę z Jędrzejowa. W tym roku skończyłam 16 lat . Chciałabym podzielić się swoją historią związaną z niepłynnością mowy. W sierpniu 2020 r. miałam bowiem okazję wziąć udział w turnusie terapeutycznym w Wiśle.
Ze swoim problemem niepłynności mowy zmagam się od 3 klasy szkoły podstawowej. Do teraz , tak naprawdę nie znam dokładnej przyczyny, powodującej u mnie zacinanie się. Wcześniej nie miałam bowiem żadnych problemów z mową. Są jednak pewne przypuszczenia, które mają być może związek z moim problemem. W 2 klasie szkoły podstawowej przeżywałam swoją Pierwszą Komunię Świętą. W tym dniu mówiłam jeszcze normalnie, nie występowały żadne ,,bloki” i nie czułam lęku przed mówieniem. Tym dniem, który najprawdopodobniej zmienił moje życie do teraz, był dzień po komunii. W niedzielę niewiele przed godziną 12:00 ksiądz zadzwonił do mojego taty, abym przyszła od razu do zakrystii, ponieważ chce, żebym przeczytała czytania na mszy świętej. Pamiętam, że bardzo tego nie chciałam i strasznie się bałam stanąć praktycznie na środku kościoła sama. Nie czytałam tego czytania w dniu Komunii, dlatego czułam niepewność, a dodatkowo moja wrażliwość od małego spowodowała, że zaczęłam strasznie płakać. Wtedy mój tata poinformował księdza, że nie dam rady i aby zrobił to ktoś inny. Moi rodzice przypuszczają, że to być może od tego dnia coś niedobrego się ze mną stało. Zaczęłam czuć w sobie niepokój a co najgorsze podczas jak dotąd normalnej mowy, zaczęło pojawiać się zacinanie podczas mówienia. Na początku w szkole nie przeszkadzało mi to i też nauczyciele akceptowali to, a na rówieśników nie zwracałam aż tak dużej uwagi, ale jednak zaczęłam już być tą ,,inną”. Po roku rodzice postanowili coś z tym zrobić, gdyż widzieli, że cierpię i zamykam się w sobie. Byłam dobrą uczennicą i lubiłam się uczyć, dlatego też moja mowa już w wyższych klasach zaczęła mnie ograniczać. Leczyłam się przez około 5 lat u różnych specjalistów. Byli to głównie logopedzi oraz psychologowie. Niestety wizyty nie przynosiły większych efektów. Kolejnym wydarzeniem, które dodatkowo ,,dobiło mnie” była poważna choroba mojej mamy. W 2016 roku można powiedzieć, że moje życie w jednej chwili ''wywróciło się do góry nogami''. Kilka lat wcześniej dowiedzieliśmy się, że mama jest poważnie chora neurologicznie. Wszystko miało być dobrze - zapewniali lekarze, jeśli będzie co rok przychodziła na kilka dni do szpitala w celu zrobienia badań kontrolnych. Wszystko wydawało się być dobrze. Jednak 13 sierpnia 2016 roku stał się najgorszym dniem w moim życiu. W nocy podczas snu naczyniak w głowie mojej mamy pękł. Doszło do zalania znacznej części mózgu, dlatego po przyjeździe do szpitala oraz kilku operacjach mama została wprowadzona od razu w śpiączkę farmakologiczną. To wydarzenie bardzo wstrząsnęło mną, ale również całą moją rodziną. Lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie, lecz my dzięki modlitwie i ogromnym wsparciu całej rodziny wierzyliśmy, że mama wyjdzie z tego mimo pewnych słów lekarzy. Mama wyszła z tego niemal do idealnego stanu i na szczęście nic już nie zagraża jej życiu. Moja mowa niestety mimo wyzdrowienia mojej mamy pogarszała się z dnia na dzień. Zaczęłam systematycznie chodzić do psychologów, będąc przekonaną , że jest to uwarunkowane psychologicznie, lecz niestety takie rozmowy nie przynosiły żadnych widocznych efektów. W szkole podstawowej, gdzie klasa i nauczyciele wiedzieli o moim problemie, nie czułam się jakoś bardzo źle. Przykre były jednak momenty, kiedy np. podczas różnych apeli, akademii, tylko ja nie występowałam, a gdy już musiałam to przed wystąpieniem bardzo źle się czułam, wielokrotnie z myślami ucieczki stamtąd. Nigdy jednak nie poddawałam się tak łatwo i tego nie robiłam, mimo wielu ,,bloków'' podczas mówienia- stałam się i próbowałam przez dłuższy czas wydusić z siebie jakieś słowa, nie zwracając uwagi na innych. Nadszedł jednak czas szkoły średniej, do której bardzo bałam się pójść. Byłam jednak z siebie dumna, gdyż pomimo trudnych chwil w życiu, udało mi się napisać bardzo dobrze egzamin ósmoklasisty, dzięki któremu dostałam się do wymarzonego liceum o profilu ekonomiczno – prawnym. Wiedziałam , że muszę dać radę.
Rzadko doświadczałam jakichś przykrych sytuacji spowodowanych moją mową, ale myślę, że spowodowane było to tym, że bardzo często unikałam kontaktów z rówieśnikami oraz rodziną. Bałam się również odbierać telefon, dlatego moje bliższe znajomości poza szkołą odbywały się poprzez pisanie np. SMS bądź na różnych portalach społecznościowych. Moja pewność siebie od początku problemu z mówieniem bardzo się obniżyła. Przez pewien czas byłam zamknięta w sobie, ale nigdy nie poddawałam się do końca. Rodzice nie pozwalali mi brnąć w to jeszcze bardziej, w jaki sposób można mi jeszcze pomóc. Przez kilka lat , gdy widziałam już, jak dużym problemem jest dla mnie zacinanie się, szukałam w Internecie sposobów na to, jak można temu zapobiec . Nie znalazłam jednak nic takiego, co mogłabym wdrożyć w swoje codzienne życie. Dopiero w 2020 roku dowiedziałam się od mojej Pani psycholog, pani Wioletty o corocznie odbywającym się turnusie w Wiśle, który organizuje SCTJ wraz z Doktorem Chęćkiem z siedzibą w Wodzisławiu Śląskim. Znajoma Pani psycholog zmagała się bowiem z podobnym problemem jak ja, dlatego poleciła mi go, i namawiała aby jak najszybciej skontaktować się z Doktorem i umówić się na wizytę. Czułam że to być może jest moja ostatnia ''deska ratunku”, lecz gdy powiedziałam o tym rodzicom, oni długo nie wierzyli, że istnieje tak intensywny program terapii dla zmagających się z takim problemem jak ja, dzięki któremu jednocześnie poczuję się lepiej i moja samoocena wreszcie wzrośnie. Cieszyłam się już nawet przed pierwszą rozmową taty z doktorem, bo czułam, że wreszcie jest coś, co może pomóc mi poprawić swoją mowę . Po ponad 2. godzinnej rozmowie doktora z tatą o moim problemie, zostałam umówiona na wizytę i wstępnie zapisana na turnus, który miał się rozpocząć 16 sierpnia, a my dzwoniliśmy bowiem pod koniec lipca. Po długiej wizycie u Pana Doktora z całą moją rodziną: mamą, tatą i młodszym bratem, zdecydowano ostatecznie, że wskazany jest mi 12-sto dniowy turnus w Wiśle. Oczywiście oprócz tego dostałam zalecenia od doktora do ćwiczeń domowych i konsultacji (terapii) telefonicznych co 2 tygodnie. Wychodząc z gabinetu, szczerze mówiąc byłam trochę załamana i łzy leciały mi z oczu. Jednak wierzyłam, że dzięki solidnej pracy uda mi się osiągnąć mój cel- wreszcie zacznę mówić normalnie! Miałam też wątpiące myśli poniekąd, że nie sprostam tym wszystkim ćwiczeniom, które miałam wykonywać aż 2 razy dziennie. Po kilku dniach jednak powoli zaczęłam odzyskiwać nadzieję na to, że dzięki temu moja mowa może być w końcu trochę bardziej płynna.
Po blisko 3 tygodniach pojechałam na turnus terapeutyczny do Wisły, który do końca nie był pewny, a to wszystko ze względu panującego obecnie koronawirusa. W dniu przyjazdu bardzo stresowałam się, ponieważ nikogo tutaj nie znałam. Jednak od pierwszych chwil wszystko mówiło mi, że zapowiada się ciekawy, ale bardzo intensywny wyjazd dla osób zmagających się z podobnym problemem. Był to ciężki, ale jednocześnie wspaniały i niezapomniany dla mnie czas. Każdego dnia o ustalonych wcześniej godzinach odbywały się intensywne zajęcia. Ćwiczyliśmy, można śmiało rzec, od rana do wieczora. Grafik zajęć był naprawdę bardzo napięty, ale uważam, że jest to jedna z największych zalet tego turnusu. Wszyscy uczestnicy to osoby naprawdę w różnych przedziałach wiekowych , od 10 do nawet 68 lat. Zostaliśmy bowiem podzieleni na 3 grupy. Zajęcia były naprawdę różnorodne. Te które odbywały się na mieście, gdzie musieliśmy rozmawiać z nieznanymi, przypadkowymi osobami, przeprowadzać z nimi ankiety, a później w centrum Wisły opowiadać na scenie o swoim mieście, z którego pochodzimy, myślę , że pomogły mi najbardziej pozbyć się tak dużej logofobii jaką miałam przed przyjazdem. Nauka wszystkich technik jest niezbędna na zajęciach socjoterapii, gdzie w praktyce możemy je wszystkie wypróbować, ale także po wyjeździe z Wisły.
Na turnusie poznałam wiele wspaniałych osób, które zmagały się z takim samym problemem – problemem z płynnością mowy. Nigdy nie przypuszczałabym, że ludzie mimo tak różnego wieku mogą doskonale się ze sobą dogadywać, a także wspierać i motywować do działania- co jest naprawdę bardzo potrzebne podczas terapii, szczególnie gdy przyjeżdża się samemu. Przez te kilkanaście dni wszyscy zżyliśmy się ze sobą i naprawdę trudno było nam się rozstać w ostatnim dniu. Do teraz utrzymuję kontakt z większością uczestników. Ważnym elementem terapii jest to, aby po turnusie rozmawiać ze sobą.
Po powrocie do domu wszyscy zauważyli zmianę w mojej mowie. Zdecydowane zwolnienie tempa mówienia zmieniło moje życie. Teraz mówię płynniej oraz pewniej, co powoduje zmniejszenie ilości występowania bloków podczas mówienia niż było to przed wyjazdem, a to wszystko dzięki tak wspaniałym osobom, będącym na turnusie.
Kończąc chciałabym jeszcze raz podziękować Panu Doktorowi, wszystkim Wolontariuszom i Terapeutom za poświęcony nam czas, za zrozumienie, pomoc oraz szczególne wsparcie podczas chwilowych załamań. To dzięki WAM mowa wielu wspaniałych osób uległa niesamowitej poprawie, a na niejednej twarzy pojawił się szczery uśmiech i łzy radości. Jestem w stanie polecić ten wyjazd każdej osobie zmagającej się z niepłynnością mowy, która czyta ten list i mam nadzieję, że chce zrobić coś w kierunku poprawy swojej mowy.
,, NIE MÓW, ŻE NIE WARTO WALCZYĆ, KIEDY
NAWET NIE SPRÓBOWAŁEŚ. LEPIEJ MIEĆ
SATYSFAKCJĘ Z PODJĘCIA MAŁEGO KROKU,
NIŻ ŻAŁOWAĆ CAŁE ŻYCIE, ŻE NIC SIĘ NIE
ZROBIŁO”
Kamila, Jędrzejów, 13.10.2020