List Maćka z Łodzi

„Mowa jest srebrem, a milczenie złotem” – list Maćka, studenta socjologii, byłej osoby jąkającej się (reminiscencje po turnusie w Wiśle, sierpień 2009)

Jest takie stare powiedzenie: „mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. W kontekście osób jąkających się ta sentencja staje się niezwykle przewrotna. Nie ma bowiem dla nich nic bardziej krępującego, niż zasadzająca się na zaciśniętych ustach pozorna cisza i nic bardziej pożądanego, jak rzeka niczym nieskrępowanych słów.

Niemy krzyk

...wiem o tym, ponieważ sam się jąkam. Trudno mi powiedzieć dokładnie, kiedy zaczęły się moje problemy z mówieniem. Przypuszczam, że towarzyszyły mi od zawsze, ale w początkowym okresie mojego życia były ledwie widoczne. Pewność siebie, ciekawość świata i łatwość nawiązywania kontaktów skutecznie niwelowała jakiekolwiek lęki i opory przed wysławianiem się. Po prostu wszystko działo się trochę intuicyjnie, mechanicznie, swobodnie, a to przekładało się na mój nieskrępowany odbiór i kontakt z otaczającą rzeczywistością. Ten bardzo fortunny zbieg okoliczności sprawiał, że nie miałem problemów z nauką i rówieśnikami.

Stopniowo jednak, mój „pasażer na gapę”, zaczął coraz częściej dochodzić do głosu. Jąkanie wzmagało się wprost proporcjonalnie do wzrostu sytuacji stresogennych, a tych przybywało. Początkowo były to wystąpienia na forum klasy, później wszystkie bardziej oficjalne spotkania i okoliczności, egzaminy ustne, dyskusje..., rozmowa z rodzicami na tematy drażliwe i ważne dla mnie..., wyjście do sklepu..., kupienie biletu..., zapytanie o drogę i godzinę... Sytuacja uległa pogorszeniu kiedy dostałem się na wymarzone studia – socjologię. Ja – zawsze wygadany, chętny do nauki, do pracy, stawiający sobie cele i osiągający je, zacząłem się staczać po równi pochyłej w momencie, kiedy zintensyfikowały się symptomy mojego jąkania. Być może nie mam racji, ale jąkanie na tyle mną zawładnęło, że straciłem motywację do podejmowania jakiegokolwiek działania. Nigdy bowiem nie mogłem podzielić się stuprocentowym owocem mojej pracy. Coraz częściej wycofywałem się, ograniczałem do minimum moją aktywność. Owszem – przechodziłem z roku na rok, ale stałem się cieniem samego siebie i nikt już nie miał okazji poznać mnie takim, jakim jestem naprawdę... Owinięte niewidoczną liną moje ciało odmawiało posłuszeństwa częściej i mocniej. Mniejszej ilości słów towarzyszyła zwiększająca się dawka niepokoju, strachu, lęku przed mówieniem...

...obudziłem się rano lekko zaspany. Siedziałem do późnego wieczora szykując się do prezentacji tematu, który miałem zreferować przed moimi kolegami i koleżankami z roku. Długo i rzetelnie przygotowywałem się studiując literaturę dotyczącą problemu, wiele czasu poświęciłem sformułowaniu własnych poglądów. Chciałem mieć pewność, że wiem jak najwięcej, że będę mógł błysnąć, ale jednocześnie zainteresować swoim wystąpieniem.

...dobiegały mnie czarne myśli, że coś pójdzie nie tak. Wyszedłem na środek z przyklejonym uśmiechem, plikiem zapisanych kartek, stwarzając pozory pewności siebie...Przez głowę przeleciała mi myśl, że zaraz się zająknę...i tak się też stało. Poczułem, że nie mam w płucach powietrza, że coś ściska mi mocno wszystkie wewnętrzne przewody, że zasupłały się struny głosowe, a język przywarł do podniebienia, jakby ktoś przybił go gwoździem. Poczułem jak twarz wykręca mi się w bezradnym, spazmatycznym grymasie, jak zaciskają się bezwiednie oczy, jak gromadzi się ślina w kącikach ust... Krew uderzała wzburzonymi falami eksponując żyły, pięści zaciskały się ze złości. Kolejne próby wypowiedzenia pierwszego słowa stawały się coraz bardziej żałosne i stopniowo pochylały całą moją sylwetkę w kierunku ziemi...Widziałem współczucie, zażenowanie, zakłopotanie w oczach moich rozmówców. Porwałem swoje rzeczy przepełniony wstydem i bez chwili namysłu wybiegłem z sali, z trudem wstrzymując gniew i łzy..., które później długo jeszcze nie pozwalały mi się uspokoić...

Pisze mi się o tym niełatwo. Nie lubię przyznawać się do momentów słabości, ale takowe miały miejsce częściej. Jąkanie męczyło mnie psychicznie. Nie było dnia, żebym nie zastanawiał się, dlaczego ktoś lub coś skutecznie pozbawia mnie kluczowego narzędzia komunikacji – płynnej mowy, będącej formą autoprezentacji, przejawem kompetencji, inteligencji, wrażliwości... wszystkiego. Czułem się oszukany i niedoceniany. Czasami myślałem sobie, że jestem „formą, ponad treść”, że tak już po prostu jest, ale w głębi duszy wiedziałem przecież, że mam wiele do powiedzenia. Zacząłem stosować taktykę uników: kupowałem 3 bułki zamiast 4, korzystałem ze sklepów samoobsługowych, prosiłem Dziewczynę o zamówienie za mnie posiłku w restauracji, udawałem że zapominam jakiegoś słowa, albo że się zastanawiam. Dochodziło do paradoksalnych sytuacji, kiedy w trakcie wypowiedzi stosowałem wyrazy bliskoznaczne (czasami zupełnie bezsensowne), długie pauzy, pokrętną składnię...Wszystko to odbijało się na jakości tego, co mówię i jak mówię. Czułem, że się tym dyskredytuję, że te zabiegi pogłębiają moją logofobię i stopień jąkania. Chciałem coś z tym zrobić, przezwyciężyć, ale nie wiedziałem gdzie szukać pomocy.

Szansa

Szereg zbiegów okoliczności sprawił, że dowiedziałem się o terapii jąkania dr Mieczysława Chęćka. Podchodziłem do tego z dużą rezerwą, pamiętając o wcześniejszej, nieudanej próbie wyleczenia się w prywatnym gabinecie, gdy jeszcze uczęszczałem do liceum. Już po pierwszym, krótkim spotkaniu w Łodzi, byłem pozytywnie zaskoczony. Spotkaliśmy się ponownie w kwietniu, w Wodzisławiu Śląskim na sesji diagnostyczno-terapeutycznej, w której uczestniczyli również moi rodzice i bliska mojemu sercu, znająca mnie jak nikt inny – Agata. Doktor Chęciek po badaniu szczegółowo i precyzyjnie opisał istotę mojego jąkania. Mój stan logofobii podchodził pod górną granicę. Było w tym coś niezwykłego, ponieważ do tej pory wydawało mi się, że nikt nie jest w stanie zrozumieć mojego jąkania: skąd się wzięło, jak przebiega, na czym polega... Niezwykle istotne w tym wszystkim okazało się uczestnictwo moich bliskich, którzy po raz pierwszy poznali całą prawdę o moim jąkaniu, o ciężarze, który dźwigam każdego dnia, o codziennych problemach z nim związanych, o wstydzie, gniewie i żalu... Wszyscy dostaliśmy szczegółowe instrukcje, jak postępować, jak ćwiczyć i przygotowywać się do turnusu terapeutycznego, który miał pozwolić mi wyzbyć się jąkania. Kluczem do początkowego progresu miało być terapeutyczne (zwolnione) tempo mówienia i ruch upłynniająco – rytmizujący (dłonią, a po pewnym czasie palcem wskazującym wiodącej dłoni). Te dwie techniki od razu pozwoliły mi w miarę płynnie mówić, co w momencie uskrzydliło mnie i dodało wiary w końcowy sukces. Nie ukrywam, że bardzo trudno było jednak przenieść zalecenia do normalnego życia i nie zawsze się to udawało. Zapominałem się, by znów sobie przypomnieć, rozpędzałem się, by móc zwolnić. Z perspektywy czasu myślę, że był to okres wzmożonego motywowania się i stopniowego dojrzewania do podjęcia ostatecznej decyzji, by poddać się całkowicie metodzie dr Chęćka. Jednak ten czas przedturnusowej terapii okazał się dla mnie bardzo, bardzo ważny. Dzień przed wyjazdem na turnus, który był częścią Programu Intensywnej Terapii uświadomiłem sobie, że to moja ostatnia szansa na walkę z jąkaniem. Tak wiele jąkanie mi zabrało, tak wiele czasu straciłem, tak wiele marzeń zaprzepaściłem, tak wiele przemilczałem... „Czeka mnie jeszcze egzamin magisterski, poszukiwanie pracy – dorosłe życie i ta ciągła potrzeba poczucia spełnienia, póki jeszcze oddycham...” Coś między realizmem i romantyzmem – tak nazwałbym moją silnie zakorzenioną motywację, która okazała się niezwykle istotna w trakcie trwania terapii.

Nie jestem sam...

Z całą pewnością nie mógłbym osiągnąć sukcesu, gdyby nie czynne uczestnictwo w Turnusie Terapeutycznym w Wiśle. Z perspektywy czasu dostrzegam poszczególne jego elementy, które systematycznie konstruowały mnie, jako człowieka „mówiącego” na nowo, uczyły i dodawały pewności siebie. Już samo miejsce – urok górskiej miejscowości – czasowe zerwanie z codziennymi problemami, sprawiło że zacząłem panować nad negatywnymi emocjami, poczułem wewnętrzny spokój potrzebny do pełniejszego i bardziej świadomego uczestniczenia w zajęciach. Intensywność i częstotliwość zajęć oraz zadania do wykonania w trakcie przerw pomagały mi podtrzymywać koncentrację, przypominały o celu przyjazdu, pozwalały systematyzować poznawaną wiedzę i utrwalać umiejętności. Niezwykle ważne było także indywidualne podejście terapeutów do każdego z uczestników. Każdy z terapeutów udzielał wsparcia i rad, wykazując się przy tym niezwykłą kompetencją i wysokim poziomem empatii, nie zagrożonej sztucznością. To oni wyposażali mnie, mówiąc kolokwialnie, w narzędzia umożliwiające normalne mówienie. Pani Justyna dodała mi pewności siebie i nauczyła kontrolować emocje, Pani Ela skutecznie zwolniła moje tempo mowy i utrwaliła ruch upłynniająco-rytmizujący, dzięki czemu mogłem mówić płynnie, druga Pani Ela nauczyła oddechu oraz prawidłowej artykulacji, dzięki której moje wypowiedzi nabierały kształtu i brzmienia, Pani Dorota skutecznie pomogła mi przełamywać strach przed kontaktami z obcymi ludźmi, udowodniła, że jestem w stanie poradzić sobie w codziennych sytuacjach oraz Pan Tomek, który uzbroił w cierpliwość i przekonał mnie na nowo do rozmów telefonicznych, których do tej pory unikałem jak ognia. Nie do przecenienia była rola dr Chęćka, którego kierowanie procesem terapii i aura unosiły się nad całym turnusem przez cały czas, mobilizując tym samym do ciągłej pracy.

Ludzie i wiara

Bardzo ważna dla mnie, w trakcie turnusu, była atmosfera stworzona przez fantastycznych ludzi. Już od pierwszego dnia czułem się tak, jak gdybym znał większość od bardzo dawna. Bariery spowodowane różnicą wieku, bądź jakiekolwiek inne właściwie nie miały racji bytu. Doskonale czułem się w towarzystwie innych uczestników terapii. Często prowadziliśmy długie rozmowy, w trakcie których wymienialiśmy się dotychczasowymi doświadczeniami, wątpliwościami, analizowaliśmy nasze postępy i cieszyliśmy się nimi wzajemnie. Pomimo napiętego terminarza, mieliśmy także czas na wspólną zabawę, spacery, gry, wycieczki, dzięki którym poznawaliśmy się jeszcze bardziej i jeszcze mocniej integrowaliśmy się. Dotyczyło to nie tylko osób jąkających się, ale także ich rodziców i opiekunów, którzy również czynnie w całym tym „turnusowym życiu” brali udział. W tym miejscu chciałbym podziękować mojej Dobrej Duszy, która przyjechała ze mną do Wisły i przez cały czas trwania turnusu wspierała nieustannie mnie, ale również innych uczestników. Bardzo istotna dla mnie była również obecność i dostępność wolontariuszy: Macieja, Przemka i Bartosza, którzy z sukcesem ukończyli wcześniej terapię, a obecnie pomagają kolejnym osobom wychodzić z jąkania – chwała Wam za to! Często się na nich wzorowałem, szukałem wsparcia w momentach kryzysu, zawsze służyli mi radą i dobrym słowem.

Potwierdziły się moje przypuszczenia, że osoby jąkające się są obdarzone dużą spontanicznością i emocjonalnością, że mają wiele do powiedzenia, i tylko czekają na moment, kiedy będą mogli podzielić się „sobą ze światem”. Obserwowałem Was – moi drodzy – z dużą uwagą. Każdy z Was był inny..., wyjątkowy. Podziwiałem Waszą inteligencję, szczerość, poczucie humoru, talenty i sam próbowałem stawać się lepszym człowiekiem. Widziałem Waszą determinację w walce z jąkaniem, jak zaciskacie zęby i pokonujecie kolejne przeszkody, jak wchodzicie szczebelek po szczebelku po drabinie sukcesu ...i... rozpierała mnie duma, pozytywny dreszcz przechodził mi po plecach i sam próbowałem dać z siebie jeszcze więcej! Dziękuję Wam za wszystko!

Po prostu Maciek

Jestem obecnie długo wyczekiwanym gościem, tym, na którego czekałem od tylu lat. Zwolniłem tempo mowy, dzięki czemu bez żadnych oporów wchodzę w interakcje z innymi ludźmi. Nie stronię od urzędów, sklepów, kiosków (nie jeżdżę na gapę), sam zamawiam pizzę przez telefon dla mnie i mojej Dziewczyny, dochodzę swoich racji na drodze rzeczowych dyskusji. Nie utożsamiam już zwykłej tremy (która towarzyszy nam zawsze) ze strachem przed mówieniem. Odbywam aktualnie praktyki w szkole podstawowej jako nauczyciel wychowania fizycznego... uczę, rozmawiam z dziećmi, staram się tłumaczyć, co wcześniej było poza moim zasięgiem. Przede wszystkim zakopałem gdzieś swój lęk, obawy przed konsekwencjami podjętych prób. Liczę się z ewentualnymi potknięciami (zdarzają się), że coś jeszcze może pójść w moim mówieniu nie tak, ale nie nastawiam się już na porażkę, ale raczej na sukces! Komuś może wydawać się, że zwolnione tempo mówienia jest czymś nienaturalnym... wręcz przeciwnie! Dzięki niemu moje wypowiedzi są bardziej kontrolowane, przemyślane, spontaniczne – po prostu takie jakie chciałbym, żeby były. Polubiłem swoje mówienie i mówię coraz więcej i więcej...

Dopóki walczę...jestem zwycięzcą

Cieszę się z tego, co udało mi się już osiągnąć, czuję że złapałem wiatr w żagle. Wiem także, że to dopiero początek... Nie wolno tego wypuścić, tej szansy, którą daje terapia. Mocno utkwiły mi w pamięci słowa jednego z uczestników turnusu: „że zawsze będziemy jąkałami”. Ja się z tym zgadzam. Te słowa są dla mnie takim buforem bezpieczeństwa. Przypominają o potrzebie ciągłych ćwiczeń, podejmowania wyzwań, doskonalenia technik płynnego mówienia, by stały się czymś naturalnym i by moje jąkanie pozostało tylko anegdotą, którą będę opowiadał w przyszłości.

Mam nadzieję, że mój list komuś pomoże podjąć decyzję, że doda odwagi i wiary, że istnieje możliwość pokonania piętna jakim jest jąkanie, zamykające nas w klatkach naszych własnych ciał... bez słowa. Taka szansa istnieje! Jest nią udział w Intensywnej Psychofizjologicznej Terapii Jąkania dra Chęćka! Gdyby ktoś chciał się jeszcze czegoś dowiedzieć lub po prostu zwyczajnie porozmawiać podaję swój kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. . Odpowiem na każdy mail.

Dziękuję jeszcze raz (choć żadne słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności) wszystkim, którzy przyczynili się do nadania nowego, pełniejszego sensu mojemu życiu, a przede wszystkim dr. Mieczysławowi Chęćkowi, który umożliwił mi wzięcie udziału w swojej terapii i nigdy nie przestał we mnie wierzyć...

Łódź, 28 września 2009 roku

Maciek z Łodzi

Szczęściem jest, gdy myśli mogą stać się słowami, a nie tylko niezrozumiałymi substytutami tychże...
Najnowsze artykuły

VIII Ogólnopolska Konferencja Naukowa - Z teorii i praktyki dysfluencji mowy 17.10.2015
List Wiktora M. z Konina po turnusie terapeutycznym Wisła 2015
List Weroniki po turnusie w sierpniu 2015 roku
List Wojtka Marczaka po turnusie terapeutycznym Wisła 2012
Światowy Dzień Osób Jąkających się (ISAD) - Katowice 17.10.2015

Najczęściej czytane

O mnie
List Kamili z Łodzi
Turnus terapeutyczny - sierpień 2016
Podstawy Zmodyfikowanego Programu Psychofizjologicznej Terapii Jąkających się
Listy uczestników turnusów

Najnowsze informacje

logo nowe1

Zmodyfikowana Psychofizjologiczna Terapia Jąkania

ul. Kubsza 31, I piętro
44-300 Wodzisław Śląski
Polska

Skontaktuj się

Komórka: +48 605 855 058
Stacjonarny: +48 32 415 22 23
E-mail: mcheciek@op.pl

Rejestracja wyłącznie drogą telefoniczną lub mailową

Poniedziałek - Czwartek:
17:30 - 19:30